Pocztówka od Marty, (która skontaktowała się ze mną za pośrednitwem bloga), trafiła do mnie w idealnym momencie - ostatneigo dnia 'lata', a właściwie moich akademickich wakacji. Dzisiaj jestem już w Łodzi, wprowadziłem się do akademika, więc zaczął się dla mnie nowy etap. I bardzo fajnie było dostać kartkę
w pewien sposób zamykającą etap stary.
Od dzisiaj więc biorę się do pracy - i tej związanej z moimi studiami i tej najbardziej różnorodnej i "przypadkowej", związanej z prowadzeniem bloga. Życie nie cierpi pustki, tak samo jak blogowi czytelnicy więc pora wziąć się za stertę czekających jeszcze na opisanie pocztówek.
Nie napisałem jeszcze nic o samej pocztówce od Marty, która jest naprawdę klimatyczna i zjawiskowa. Bardzo ciekawe ujęcie z pustymi gondolami oraz jedną wypełnioną po brzegi na tle pięknej Wenecji -znakomity pomysł na pocztówkę. Co do samego miasta położonego na wysepkach na Morzu Adriatyckim - każdy jakieś swoje skojarzenia ma.
Oglądałem ostatnio odcinek teleturnieju "Jeden z dziesięciu', z którego małą wenecką anegdotkę mogę przytoczyć. Otóż w finałowym etapie, późniejszy zwycięzca dostał pytanie o to, jakie zwierzę znajduje się w herbie Wenecji. Nie wiedziałem - miał prawo. Tylko, że w czasie gdy pan Tadeusz Sznuk czytał pytanie i w ciągu trzech sekund na odpowiedź wspomniany uczestnik teleturnieju powtarzał sobie cichutko ale z ogromnym przejęciem, zacięciem i intonacją: O mój Boże. Niestety dla niego nagłośnienie było bardzo dobre i efekt w telewizji okazał się naprawdę komiczny. Tak więc ku przestrodze - nawet jeśli o poniższym lwie po jakimś czasie zapomnicie, to mam nadzieję, że po lekturze tej krótkiej notki na samo pytanie o herb Wenecji nie będziecie reagować z takim strachem w oczach jak wspomniany osobnik.
Do jutra!