niedziela, 29 lipca 2012

Singapur #12 Wakacyjny lans



Miałem inne plany na Singapur numer 12, ale ww, ale w poniedziałek listonosz przyniósł min. taką pocztówkę. Tak się zastanawiam, czyżby to był wakacyjny autoportret Kury? Stylowa kurteczka.

Wakacyjny uśmiech musi być!

piątek, 27 lipca 2012

Polska #79 Olimpijskie wspomnienia i marzenia





Dziś nadszedł czas na niezwykłą kartkę pocztową. W zasadzie według prawidłowej nomenklatury 'całostkę', ponieważ posiada ona nadrukowany znaczek pocztowy. Mateusz, który przysłał mi tą montrealską pamiątkę stworzył tak niesamowitą kompozycję, że nie mogę się powstrzymać od pokazania jej w całości. Mam nadzieję, że się za to na mnie nie pogniewa.
Czas więc na montrealskie wspomnienia.

W turnieju olimpijskim w Montrealu wystąpiło 10 zespołów. W grupie A, w której znalazła się Polska, rywalizowały również Czechosłowacja, Kanada, Korea Południowa i Kuba. Do półfinałów awansowały dwie najlepsze drużyny. Pierwszy mecz reprezentacja Polski rozegrała 18 lipca z Koreą Południową. Dwie pierwsze partie przegrała do 12 i 6, jednak w trzech kolejnych okazała się lepsza. Drugiego dnia w trzech setach pokonała gospodarzy. Trzecie spotkanie z reprezentacją Kuby  rozpoczęło się dla Polaków od dwóch przegranych setów. Polscy zawodnicy do 6 i 9 wygrali jednak trzecią i czwartą partię. O zwycięstwie decydował piąty set zakończony po 47 minutach wynikiem 20:18 dla Polaków. Polska pomimo braku porażki, aby awansować do półfinału, musiała pokonać w ostatnim spotkaniu Czechosłowację, ponieważ miała gorszy od niej stosunek setów i od prowadzących w grupie Kubańczyków. Polacy ten mecz wygrali 3:1, oddając jedynie pierwszego seta.

W meczu półfinałowym reprezentacja Polski zmierzyła się z obrońcą tytułu - Japonią. Trener Wagner wystawił Gawłowskiego, Skorka, Wójtowicza, Rybaczewskiego, Stefańskiego i Boska. Na zmianę wchodzili natomiast Zarzycki, Karbarz i Lubiejewski. Polacy po raz trzeci wygrali w pięciosetowym meczu. 31 lipca w finale zagrała z ZSRR, który w całym turnieju nie przegrał ani jednego seta. Na finał wyszła ta sama szóstka co w półfinale. Po przegraniu pierwszego seta Wagner wprowadził Karbarza za Rybaczewskiego. W drugim secie zwyciężają Polacy, w trzecim - ZSRR. W czwartej partii drużyna Związku Radzieckiego miała dwie piłki meczowe, Polacy je wybronili i ostatecznie wygrali 19:17. W ostatnim secie Polacy od stanu 7:7 nie stracili już punktu, zdobywając złoto igrzysk olimpijskich - trzeci medal imprezy mistrzowskiej pod wodzą Huberta Jerzego Wagnera.

Oglądałem niedawno piąty set tego spotkania na TVP Sport. Z 0-4 zrobiło się 7-5 dla nas. Trzeba pamiętać, że były to czasy kiedy punkty przyznawano tylko za wygrane akcje przy własnej zagrywce. Niemal zupełnie inny sport. Specyficzny rodzaj zagrywki, daleka od doskonałości piłka, bardziej pryncypialne przepisy co do 'czystego' odbicia piłki. Ale Polska była Mistrzem Świata, Mistrzem Olimpijskim. I to w czasach, kiedy było to nam bardzo potrzebne. Teraz sukcesów mamy nawet więcej: Mistrzostwo Europy, Wicemistrzstwo Świata, zwycięstwo w Lidze Światowej i drugie miejsce w Pucharze Świata. Przydałoby się ukoronowanie dorobku.

Jak pójdzie reprezentacji Polski na igrzyskach w Londynie nie mam pojęcia. Nie śledziłem dokładnie harmonogramu olimpijskich dyscyplin. Wiem, że siatkarze od niedzieli będą grać co drugi dzień. I mam nadzieję, że ten maraton potrwa aż do 12 sierpnia, kiedy to odbędzie się finał turnieju. Wierzę w ich sukces. Chciałbym też aby polskaekipa wróciła z co najmniej 10 medalami. Są jeszcze wioślarze, kajakarze, Agnieszka Radwańska, lekkoatleci, którzy zdobywają medale na każdych IO. A może Karolina Michalczuk, która samotnie broni honoru polskiego boksu?

Będą to dla mnie zapewne ostatnie igrzyska, które będę mógł oglądać w spokoju, 'od deski do deski', bez żadnych rozpraszaczy. Później już tylko praca, pewnie rodzina itp. itd.

czwartek, 26 lipca 2012

Polska #78 Wakacyjne odsysanie



To cudo przysłała mi z z Lądka Zdroju Magda (znana w kręgu polskiego postcrossingu jako kolekcja). Pocztówek z przeróżnymi senatoriami jest całe mnóstwo i nie warto tracić czasu na ich zbieranie. Zwykle przedstawiają budynki danego uzdrowiska, przeważnie nie grzeszące urodą. Ale ta kartka jest po prostu boska i doskonale wpasowuje się w wakacyjny nastrój. Wydawnictwo Ancher i rysownik Mirosław Andrzejewski naprawdę znakomicie się spisali. A Magda stała się kolejną osobą wspierającą bez żadnego uprzedzenia mój medyczny zbiór!

Sanatorium jako miejsce odsysania z kasy... Trudno to lepiej ująć. Co prawda sam w żadnym takim przybytku nigdy ani przez moment nie byłem ale co nieco o zasadach ich funkcjonowania wiem. Choćby z podróży pociągami w towarzystwie osób wracających z kilkutygodniowego pobytu w sanatorium. Dansingi, spacerki, obgadywanie koleżanek, flirtowanie z innymi kuracjuszami, ledwo czasu starcza na jakąś godzinkę kąpieli w borowinach czy krioterapii. No ale czemu się dziwić - toż to wakacje, i w dużej mierze darmowe. I jest tak fajnie, że nawet Polak swoim znajomym, rodzinie pocztówke wyśle! Można się o tym przekonać przeglądając zbiory w antykwariatach. Ponad 1/3 pocztówek to 'kurortówki'. Ale takiej fajnej jak dzisiejsza jeszcze nie widziałem.

Mam jeszcze drugą, też od Magdy, też z grafiką Mirosława Andrzejewskiego. Kiedyś pokażę.

wtorek, 24 lipca 2012

Grecja #1 Z orężem w ręku




To moja pierwsza i jedyna w kolekcji pocztówka z Grecji. Nie została jednak wysłana z upalnego kraju południowej Europy. Kupilem ją w ... Kutnie, na jednym ze straganów w czasie Odysei Historycznej 2012. Zobaczyłem olbrzymie stoisko ze starymi książkami i pocztówkami i postanowiłem znaleźć dla siebie na nim coś ciekawego. Wybór padł na gwardzistów pełniących wartę w Atenach. Jak udało mi się ustalić są to Ewzoni, czyli grecka reprezentacyjna formacja wojskowa. Żołnierze wybrani spośród najprzystojniejszych, rosłych poborowych, pełnią straż honorową przed Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Sindagma oraz przed pałacem prezydenckim przy pobliskiej ulicy Irodou Atikou. Podczas pełnienia honorowej straży stoją nieruchomo, a zmiana pozycji przysługuje ewzonowi co pół godziny. Ewzoni są odpowiednikami angielskich wartowników sprzed Buckingham Palace i podobnie jak w tamtym przypadku, zarówno sami żołnierze, jak i zmiana warty, są atrakcją turystyczną. Ceremonia zmiany warty na placu prowadzona według sztywnych reguł, z musztrą na pograniczu groteski, odbywa się o pełnych godzinach, przez całą dobę. Kwadrans później zmieniani są gwardziści przed pałacem prezydenckim. W niedziele o godzinie 11:00 ceremonia jest wyjątkowo uroczysta – bierze w niej udział mały pododdział i orkiestra wojskowa.

W końcu motyw jak najbardziej w temacie historycznych inscenizacji. I pocztówka z nowego państwa w kolekcji pełnoprawnie zaliczona. Nie byłbym sobą, nie dzieląc się z wami przy okazji kilkoma zdjęciami z Odyseji Historycznej 2012.


Może zdjęcie z husarzem?

Odyseja 2012 cieszyła się sporym zainteresowaniem




Jak impreza odbywa się w Kutnie w lecie to nie może zabraknąć Malej Ligii Baseballa 


Rowery bojowe


Łódź podwodna do zadań desantowych


Prawie jak francuscy muszkieterowie

Samochodzik

niedziela, 22 lipca 2012

Gdzie jest Wally?



Where is Wally? - The Land of Woofs


Ta ciekawa pocztówka trafiła do mnie z Wrocławia jako nagroda w Loterii detektywistycznej. Aby ją zdobyć wystarczyło polecić dowolny książkowy bądź filmowy kryminał i liczyć na szczęście przy losowaniu. Mi jak widać sprzyjało.

Kartki z Wally'm sprzedawane są na Wyspach Brytyjskich a produkowane w Chinach. Są to pocztówki o zaokrąglonych brzegach, dosyć grube i solidnie wykonane. Na odwrocie utrzymane w biało-niebieskiej kolorystyce, obowiązkowo z Checklist. Ta moja wygląda następująco:
*A supergiant bone
* Dog biscuits
*A pair of swimming trunks

Znalezienie wspomnianych rzeczy trudności raczej nie przysparza, prawda? Tak jak zidentyfikowanie Wallego na obrazku. Podobają się wam takie pocztówki?


piątek, 20 lipca 2012

Singapur #11 Dzieciowo



Lipiec to na studiach medycznych czas wakacyjnych praktyk. Dla mnie właśnie dziś dobiegły one końca. Po ponad dwóch bardzo ciekawych tygodniach spędzonych na połączonych ze sobą oddziałach ginekologii, położnictwa i OCP przyszedł czas na nudną jak flaki z olejem pediatrię. Pediatrię na której w kutnowskim (i zapewne nie tylko) szpitalu poza dokładnym przyjrzeniem się pacjentom i ich zbadaniem podczas obchodu zupełnie nie ma co robić. Na szczęście dziecięcy lekarze nie trzymali się ściśle wytycznych co do czasu trwania praktyk dzięki czemu mogę cieszyć się z dłuższych wakacji.

Rok temu na blogu pisałem o różnych zabiegach, przy których miałem okazję asystować bądź po prostu je obserwować w ramach praktyk na chirurgii. O tutaj . Teraz najwyższa pora na relację z praktyk ginekologicznych, ostatnich już na tych studiach. A działo się, oj działo. Przede wszystkim porody. Zarówno te siłami i drogami natury, jak również cięcia cesarskie, które ostatnio są 'w modzie'. A wskazania, bez których cięcie cesarskie nie może się teoretycznie odbyć stają się coraz płynniejsze. Zabieg taki planuje się czasem ze względu na ... powikłania (w postaci choćby zaplenia dróg moczowych) czy masę dziecka ocenianą w USG na ponad ... 3000 gramów. Jeden z lekarzy zażartował, że niedługo podręczniki do Położnictwa trzeba będzie pisać od nowa. Z jednej strony trudno odbierać kobietom prawo do decydowania o sposobie zakończenia ciąży, ale z drugiej bardzo niepokojące jest nagminne odchodzenie od naturalnych porodów. A jakby nie patrzeć są one najbardziej fizjologiczne i zakładają najmniejszą ingerencję w ciało kobiety. Co prawda podczas 90% porodów u pierworódek wykonuje się większe bądź mniejsze nacięcie krocza. Ułatwia ono lub wręcz czasem umożliwia poród zapobiega też rozdarciu krocza, które prowadzi do nietrzymania moczu itp. Ale zdania co do rutynowego wykonywania tej procedury są podzielone. Ale chyba odbiegłem zbyt daleko od tematu.

Porody wywarły na mnie całkiem spore wrażenie. Dwa cięcia cesarskie widziałem w czasie odrabiania ćwiczeń na ginekologii ale poród siłami natury (a łącznie 3) zobaczyłem dopiero w Kutnie. Niesamowite przeżycie. Do tego każdy z 3 porodów, które miałem okazję oglądać przebiegał zupełnie inaczej. Na całe szczęście przy żadnym nie było większych komplikacji. Ostatniego dnia trafiłem też na poród bliźniaków, które zostały wydobyte przez cięcie cesarskie.

Ginekologia to nie tylko porody. To również zabiegi, takie jak wyłyżeczkowanie jamy macic czy wykonywana w znieczuleniu ogólnym histereskopia. To też badanie ginekologiczne pacjentek, którego wcale łatwo nie jest się nauczyć. Nie wspominając o tym, że na studiach praktycznie nie ma okazji do sprawdzenia swoich umiejętności w tej dziedzinie.

Ginekologia to też stricte ginekologiczne operacje. Ja trafiłem na:
1. Amputację trzonu macicy (z powodu mięśniaków, erosio atyphi itp.)
2. Amputację szyjki macicy z dostępu przez krocze
3. Labioplastykę
4. Resekcję olbrzymiego guza jajnika, z którego w czasie zabiegu wylała się czekoladowej barwy i konsystencji treść.


Izba Położnicza

Tutaj ginekolodzy myją się do operacji przed cięciem cesarskim.

Podloga na oddziale pediatrii. Różne kolory płyt świadczą o częstych naprawach w przeszłości,
dziury obecne cały czas wynikają z faktu, że dziś nikt już takich płyt nie produkuje,
a wygląd podłogi w całości świadczy o totalnej ignoracji wobec oddziału pediatrii ze strony dyrekcji

Muszę jeszcze dopracować tego posta, ale to innym razem. Temat jest bardzo ciekawy ale nie mam teraz siły.

czwartek, 19 lipca 2012

Polska # 77 Pechowy stadion?


Między 20 a 21 lipca na Stadionie Miejskim we Wrocławiu rozegrany zostanie ciekawy turniej piłkarski. Weźmie w nim udział mistrz Polski Śląsk Wrocław a także PSV Eindhoven, Benfica Lizbona i Athletic Bilbao. Znakomite kluby wśród których drużyna z Dolnego Śląska wypada dosyć blado. W dodatku uczestnicy imprezy zapewnili, że przyjadą do Wrocławia w najsilniejszych składach. A wszystko do zobaczenia na antenie TVP1.

Na wrocławskiej arenie rozegrane zostaną łącznie cztery mecze. Impreza zacznie się od losowania par półfinałowych, które zmierzą się ze sobą 21 lipca. O godz. 14. kibice zobaczą pierwszy mecz eliminacyjny, a o 17 drugi. Zwycięzcy par 22 lipca zagrają w finale (godz. 14:45), a pokonani w meczu o 3. miejsce (godz. 11:45).

Stadion Miejski we Wrocławiu po raz kolejny będzie więc areną dla gry znakomitych piłkarzy. W czasie Euro przypadła mu niewdzięczna rola areny, na której reprezentacja Polski pożegnała się z turniejem. Z drugiej strony 3 mecze tutaj zagrała drużyna Czech, która okazała się zwycięzcą naszej grupy. Może więc ten stadion nie jest taki pechowy? Zobaczymy. Śląsk aspiruje przecież w tym sezonie do gry w Lidze Mistrzów, a żeby to osiągnąć musi znakomicie radzić sobie na własnym stadionie.

środa, 18 lipca 2012

Ukraina #12 "Ukraine + Poland = Football"



W zbieraniu pocztówek chcąc nie chcąc dochodzimy do momentu, w którym 'powtórka z pocztówki' pojawia się coraz częściej. U mnie nie jest to na szczęście jeszcze plagą - zdublowanych kartek mam dokładnie 5. Czy to dużo czy mało trudno powiedzieć. Do tego 3 z nich to japońskie Gotochi, w kolekcjonowaniu których dubli uniknąć jest bardzo trudno. Dziś jednak o moich najbardziej wyjątkowych kartkach z grupy 'powtórek'.

Los sprawił, że dwa egzemplarze pocztówki, zatytułowanej "Ukraine + Poland = Football" trafiłly do mojego akademika w tym samym dniu. Kartkę widziałem wcześniej kilkakrotnie i poczułem, że pasowałby idealnie do mojej kolekcji. Połączenie tematyki Euro z tematyką podobną do mojego zbioru 'Local beauties' - tego jeszcze nie było. Starałem się więc wspomnianą pocztówkę zdobyć. Najpierw 'pofavowałem' kilka razy ten wzór na Postcrossingu. Później wysłałem prywatne wiadomości do 2 bądź trzech uczestniczek projektu z Ukrainy. Z jedną z nich udało mi się w końcu umówić na wymianę. Czekałem, czekałem i na raz pojawiły się dwie kartki. Pierwsza od Eleny z wyjaśnieniem na odwrocie, że postanowiła zrobić mi niespodziankę widząc moje zainteresowanie wspomnianą kartką. Druga od Natalii, jak najbardziej spodziewana.

Stronie ukraińskiej trzeba pogratulować bardzo ciekawego pomysłu na projekt pocztówki promującej Euro 2012. Trafia ona po prostu w sedno piłkarskich emocji 'przelewanych' na kartki pocztowe. I ciekawie się prezentuje stanowiąc alternatywę dla kartek ze zdjęciami stadionów, czy też atrakcji turystycznych miast-gospodarzy Euro z jakimiś drobnymi piłkarskimi motywami. Szkoda że w Polsce podobna pocztówka nie trafiła do sprzedaży.

Innym wielkim plusem obu moich pocztówek "Ukraine + Poland = Football" są rewelacyjne okolicznościowe piłkarskie znaczki na ich odwrotach. Ten ze Slavko i Slavkiem znalazł się na mojej niespodziankowej kartce od Eleny, znaczek ze Stadionem Olimpijskim w Kijowie nakleiła Natalia. Poczta Polska również wyemitowała ciekawe propozycje na Euro, ale szkoda, że nie kilka tygodni wcześniej. Pamiętam z resztą komunikaty na około miesiąc przed startem imprezy o problemach w uzgodnieniu praw autorskich z UEFA i planach zawieszenia emisji tych znaczków. A gdyby nie to można byłoby się w nie zaopatrzyć i porozsyłać po świecie wywołując tym samym uśmiech na wielu twarzach.
Ale najważniejsze, że polskie znaczki na ME 2012 ostatecznie trafiły do obiegu.




wtorek, 17 lipca 2012

Rosja #6 Fragment Kolei Transsyberyjskiej nad jeziorem Bajkał




The whole engineering talent of the Baical Railways builders one can estimate
 in the stone viaduct over the Bolshaya Krntaya Guba river.

Syberyjskie jezioro Bajkał może poszczycić się co najmniej trzema rekordami na skalę światową: jest najgłębsze (maksuymalnie 1637 metrów), jest największym zbiornikiem słodkiej wody w stanie płynnym (23 tysiące km 2, co stanowi 20% słodkiej wody obecnej na powierzchni Ziemi), a także, z geologicznego punktu widzenia jest najstarszym jeziorem, gdyż powstałoprzed 25 milionami lat. Ma długość 636 km i szerokość 80 km. Leży w rowie tektonicznym, zwanym ryftem bajkalskim. Rów ten stale się rozszerza z prędkością 20 mm rocznie. Na dnie zgromadziły się osady, których grubość ocenia się dziś na 7 km.

Jezioro charakteryzuje się wielkim bogactwem flory i fauny. 60% spośród zaobserowwanych tu 1200 gatunków zierząt i roślin nie występuje nigdzie indziej. Od lat pięćdziesiątych XX wieku na brzegach jeziora działa ogromna papiernia, będąca źródłem poważnych zanieczyszczeń chemicznych. Miasto, zakłady przemysłowe często pozbawione są oczyszczalni ścieków, a także gospodarka rolna na terenie zlewni jeziora rozciągającej się aż do Mongolii przyczyniają się do skażenia wód.



poniedziałek, 16 lipca 2012

Algieria #1 Prawdziwa Afryka




Algieria to pierwsze państwo w Afryce, z którego przywędrowała do mnie ostemplowana i oznaczkowana pocztówka. Dostałem ją od Faizy, która trafiła przypadkiem na mojego bloiga i jak się okazało również zbiera pocztówki. Dała się skusić na łódzkiego Lampiarza, ponieważ zbiera kartki z wszelakimi ... lampami. Musi mieć zatem ciekawą kolekcję.

W zamian za wysłanie reprezentanta Galerii Wielkich Łodzian dostałem fajny widoczek jej rodzinnego miasta, Annaby. Jest to miasto w północno-wschodniej Algierii, nad Morzem Śródziemnym. W 1987 roku  miało 306 000 mieszkańców, a w 2003 roku według niektórych danych liczba mieszkańców przekroczyła milion osób. Miasto jest kąpieliskiem i ośrodkiem turystycznym. Można tam zwiedzić zabytkowe meczety, takie jak Said Abu Marwan zbudowany w 1035 roku. Zabytkami są także kasba i fragmenty murów miejskich.

Kartka została wysłana trzynastego stycznia 2012 roku, w dzień Nowego Roku (2962) w kalendarzu berberskim. Tak przynajmniej napisała na odwrocie nadawczyni. Fajnie się składa, że akurat dziś poczytałem trochę o sposobach liczenia czasu w różnych miejscach na świecie klik. Przyznam się, że o Berberach słyszałem, ale zanim nie dostałem tej pocztówki nie wiedziałem, że jest to rdzenna ludność Algierii. W VII w. zajęte przez Arabów terytorium przyłączono do kalifatu Umajjadów a berberska ludność została poddana islamizacji i arabizacji.


Algieria to bardzo duże i ciekawe państwo, więc postanowiłem wykorzystać moją Mądrą Księgę, do przybliżenia wam jednego z interesujących, opisanych w niej miejsc.





600 km na południe od Algieru, pomiędzy szczytami Atlasu Saharyjskiego a płaskowyżami Wielkiego Ergu Zachodniego, w wadi Al-Mizab leżą miasta z otynkowanymi na różowo budynkami i wąskimi, często zadaszonymi uliczkami. Klimat jest tutaj bardzo suchy, gorący i wietrzny, a deszcz pada niezwykle rzadko. Jednakże założone w XI wieku miasta są cudami, które nie przestają zadziwiać największych architektów, takich jak Le Courbusem, Rovenau, Frank Loyd Wright. Wykazują nadzwyczajną spójność. Wszystkie miasta doliny Al-Mizab są zbudowane w wyższych partiach płaskowyżów, aby uniknąć rzadkich, lecz gwałtownych powodzi. Rozmieszczone są według tego samego schematu - domy zbudowane w górnej części miasta wokół meczetu schodzą w dół, gdzie znajdują się mury obronne, a gaje palmowe dostarczają owoców, warzyw o ochłody w okresie upałów. Domy są zaprojektowane wokół centralnego patio, głównego pomieszczenia ze sklepieniem przebitym szerokim, kwadratowym otworem. Na tym patio zbiera się rodzina. Schody prowadzą na taras, który jest częściowo zabudowany, a czasem otoczony małymi pokojami, w których niekiedy sypia się zimą.

Afryka jest niezwykłym kontynentem i mam nadzieję, że jeszcze nieraz będę miał okazję tu o niej pisać. 



środa, 11 lipca 2012

Singapur #10 My name is Ahir Das



To już moja 10-ta pocztówka z Singapuru, tego malutkiego państwa-miasta. Skąd taka liczna reprezentacja? Zaczęło się od dwóch wymian z Loh Swee Mengiem, a później poznałem Kurę i jej rodzinę. Co prawda wirtualnie, ale jest to bardzo ciekawa i jakby nie patrzeć owocna w pocztówki znajomość. W pisany z punktu widzenia życia w Singapurze blog lubię sie wczytywać. Pokazuje zupełnie innny świat a poza tym jest bardzo fajnie redagowany.

Dzięki blogowej lekturze oraz kartkom z Azji Południowo-wschodniej chcąc nie chcąc przyswajam coraz większą wiedzę na temat tego regionu. Dziś o Singapurze już po raz dziesiąty. Wcześniej zdarzyło mi się pisać o kraju z Merylionem ogólnie, tygrysach bengalskich z singapurskiego ZOO, ręcznie wycinanych kartkach bożonarodzeniowych, orchideach Vanda Miss Joaquim, moście w kształcie... DNA, skojarzeniach z Singapurem moich znajomych, muzeum filatelistycznym jak również opisać dwie kartki pokazujące między innymi najdluższy na świecie kryty basen na dachu budynku i nawet o tym nie wspomnieć... Ale tak po prostu czasem bywa. A super długi kryty basen na dachu budynku to takie wielkie 'halo'?

Przy okazji dziesiątej kartki chciałbym wspomnieć też o podstawowych i ważnych moim zdaniem singapurskich skojarzeniach. Kura pisała o Singapurze jako miejscu klaustrofobicznym, również takim, z ktorego gdzie bądź się nie ruszając przekracza się granicę. Rzeczywiście nie da się ukryć pewnych faktów. Powierzchnia Singapuru to zaledwie 641 km2 (z czego duża, właściwa wyspa Singapur zajmuje 544 km2 ).
Państwo to ma szerokość 25 km i długość 45 km. Niewiele. A należy do najbardziej zurbanizowanych na świecie. Określenie 'klaustrofobicznie' wydaje się bardzo na miejscu. Drugie skojarzenie jest w zasadzie raczej bardziej podstawową informacją z geografii świata. Singapur - Azja Południowo-Wschodnia, Singapur to państwo wciśnięte na mapach świata między Indonezję a Malezję. Niby proste, ale ciekawe ile procent ludzi w Polsce to wie.

I to było by na tyle, jeśli chodzi o dziesiątą opowieść o Singapurze. Ale przecież, zapomniałbym napisać o co z tytułem chodzi. Część wiadomości na odwrocie zostła napisana w języku benagali przez młodą damę z multikulturowej singapurskiej szkoły, koleżankę Przychówka. Miły akcent. Rzecz jasna Bengalka zaczęła od przedstawienia się. A tylko tłumaczenie ozdobnego krzaczkowanego tekstu na język angielski cokolwiek mi powiedziało.


wtorek, 10 lipca 2012

Polska #76 Sportowy psychoanalityk


\



Wczoraj po powrocie z praktyk na biurku czekała na mnie taka oto pocztówka od Beaty. Doskonale pasująca do obecnych wydarzeń
 w polskim sporcie. Związana z Euro 2012 ale również wzbogacająca moją medyczną kolekcję. Takie dwa w jednym i równocześnie fajnie
łączące się z weekendowymi sukcesami polskich siatkarzy w Lidze Światowej i Agnieszki Radwańskiej na kortach Wimbledonu. Beata pisze przy tym, że występ naszej reprezentacji na Euro 2012 nie był
wielką katastrofą, a sama impreza organizacyjnie udała się rewelacyjnie. Wyraża również nadzieję, że igrzyska olimpijskie przyniosą polskim kibicom wiele powodu do radości. Nic dodać, nic ująć. Też tak myślę, a polskich kibiców na londyńskich obiektach sportowych również na pewno nie zabraknie. Czekają na nas piękne chwile.

Ale powolutku. Na pewno rysunek pana Mleczko każdy może zinterpretować na swój sposób. Więc może ktoś pokusi się o swoją interpretację? Ja wtedy chętnie podziele się swoją. I drugie zagadnienie - uważacie, że pomoc psychologa polskim sportowcom jest konieczna? Czy to nie jest tak, że prawdziwy sportowiec o żelaznym charakterze nie potrzebuje od czasu zwykłego motywatora, a taka 'głębsza' opieka psychologiczna nie świadczy o słabości?

Pocztówka - może trochę na wyrost - dostała etykietkę Medycyna sportowa. Przedmiot z jakim spotkałem się na studiach tyczył się głównie właściwej diety, odpowiednio dobranej do treningu, charakterystyki wysiłku aerobowego i anaerobowego, promocji wysiłku fizycznego. Ale kto powiedział, że sportowiec nie może korzystać z opieki psychoanalityka. Wzorem krajów zachodnich sportowcy mają lekarzy sportowych, którzy opiekują się tez kompleksowo całą ich rodziną. Mogą więc jeszcze zrobić kurs na psychoanalityka w międzyczasie.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Wenezuela #1 La Gran Sabana


 La Gran Sabana klik

Wenezuela należy do tzw. krajów Trzeciego Świata. Pojęcie to wprowadził mimowolnie Winston Churchil
odnosząc się do sytuacji politycznej po drugiej wojnie światowej i podziału na USA i Rosję, ale żyje ono własnym życiem do czasów współczesnych. Kraje Trzeciego Świata to państwa, w których występuje stan nierównowagi pomiędzy szybkim wzrostem zaludnienia w miastach, a wolnym tempem ich rozwoju gospodarczego. W których za rosnącą liczbą ludności nie nadąża przyrost nowych miejsc pracy
i mieszkań. Ta sytuacja ma trzy główne przyczyny. Pierwsza to ekspansja przestrzenna miast, wchłaniających otaczające obszary wiejskie i zmieniających ich charakter na miejski. Druga związana jest z migracjami. Od wielu lat w krajach słabo rozwiniętych działalność gospodarcza skupia się w największych metropoliach, czemu sprzyja silny centralizm polityczny. Taki stan rzeczy skutkuje niekontrolowanym napływem ludności z przeludnionych terenów wiejskich. Z kolei w rezultacie braku mieszkań i niewystarczającej infrastruktury równie bezplanowo powstają dzielnice nędzy, szczególnie na obrzeżach wielkich aglomeracji. Trzecia przyczyna hiperurbanizacji to wysoki przyrost naturalny. Duże aglomeracje charakteryzuje struktura wieku z przewagą osób młodych. Wśród imigrantów dominują ludzie młodzi, co powoduje wzrost wskaźnika urodzeń i eksplozję demograficzną.
Taka też jest Wenezuela. Bogactwo i reprezentacyjny charakter dzielnic centralnych wielkich miast rażąco kontrastuje z biedą i zacofaniem faveli. Mój kolega, który brał udział w Pucharze Świata w judo odbywającym się w tym państwie miał dokładnie taką samą opinię - prawdziwy kraj Trzeciego Świata.

Ostatnio słucham sporo Pierwszego Programu Polskiego Radia i tam też o Wenezueli czasem można się czegoś dowiedzieć. O pisarzach, reżyserach z tego kraju. Ale nawet jak mowa o filmie zawsze pada nazwisko Hugo Chavez. Od 1959 roku władzę w kraju sprawują demokratycznie wybierane rządy.
Hugo Chavez, prezydent od 1999 roku, prowadzi kontrowersyjną politykę "socjalizmu XXI wieku", która rzekomo ma złagodzić społeczne bolączki, atakuje globalizację i zakłóca stabilizację w regionie.
Postać na tyle negatywna, że nie warto o niej przy tej okazji wiecej pisać.

Obecnie główne problemy Wenezueli stanowią osłabienie instytucji demokratycznych, polaryzacja sceny politycznej, upolitycznienie wojska, przestępczość związana z narkotykami wzdłuż granicy z Kolumbią, rosnące spożycie narkotyków, nadmierne uzależnienie gospodarki od przemysłu naftowego i zmian cen ropy oraz nieodpowiedzialna, zagrażająca równikowym lasom deszczowym oraz rdzennym mieszkańcom eksploatacja surowców mineralnych. Egzotyka? Pewnie, że tak. Przecież to słowo rożne wymiary przybiera.

Jeszcze nieco faktów. Stolicą Wenezueli jest Caracas, a rolę języka urzędowego pełni hiszpański. Państwo to położone jest nad Morzem Karaibskim i północnym Atlantykiem, pomiędzy Kolumbią i Gujaną. Leży w przebiegu głównych trasach morskich i lotniczych łączących Amerykę Północną i Południową. Graniczy z Brazylią, Gujaną i Kolumbią. Gospodarka wenezuelska w znacznym stopniu uzależniona jest od ropy naftowej. Wenezuela, obok Ekwadoru i Nowej Grenady (dzisiejsza Kolumbia), była jednym z trzech krajów powstałych wskutek rozpadu Wielkiej Kolumbii w 1830 roku.



piątek, 6 lipca 2012

Polska #75 Warszawskie syrenki



Tak jak Wrocław krasnalami, a Łódź Galerią Wielkich Łodzian i gwiazdami artystów na Piotrkowskiej, tak Warszawa pomnikami syreny stoi. Syrenka Staromiejska, Nadwiślańska, z Karowej. Na czas Euro w stolicy Polski pojawiło się dodatkowych ... 16 syrenich pomników. Nagłe rozmnożenie kobieco-rybich stworzeń? Nie, to tylko warszawski sposób na uczczenie statusu miasta gospodarza Mistrzostw Europy


Pierwszą syrenka piłkarską na którą trafiłem była ta w barwach Portugalii. Ustawiono ją
przy Krakowskim Przedmieściu, gdzieś na wysokości ulicy Karowej.

O piłkarskich syrenkach słyszałem dużo wcześniej, ale dopiero gdy w dniu meczu półfinałowego zobaczyłem pierwszą z nich wpadłem na pomysł, że fajnie byłoby znaleźć i sfotografowac jak najwięcej tych Euro-pomników. Ty bardziej, że miałem dużo czasu na zwiedzanie miasta, a to doskonale współgrało z wypatrywaniem kolejnych syrenich statuetek.              

Syrena w barwach Włoch, którzy grali tego dnia mecz półfinałowy trafiła w 
centralne miejsce miasta - stanęła tuż obok Zamku Królewskiego. 
Cieszyła się przy tym bardzo dużą popularnością u turystów.

Na nastepną syrenkę złowioną aparatem przyszło mi trochę poczekać. Spotkałem ją dopiero w czasie
nieco okrężnej drogi na stadion, przy Nowym Świecie, na wysokości Pomnika Kopernika.

Logiczne wydawało się, że kolejny Euro-pomnik znajde gdzieś na skrzyżowaniu
 z Alejami Jerozolimskimi.  Tak tżz było. Stanęła tam syrenka francuska.

Kolejną syrenkę znalazłem dopiero w drodze powwrotnej ze stadionu.
całkiem przypadkiem - szukając ... Biedronki, żeby zaopatrzyć się w prowiant. I natrafiłem
na pomnik w barwach Irlandii, ulokowany przy ulicy Tamka.

Ostatni pomnik 'na mieście' znalazłem na Placy Trzech Krzyży. Stanęła tam Syrenka Niemiecka.


Zapewne idąc dalej, wzdłuż Aleji Ujazdowksch znalazłbym co najmniej 3 kolejne Syrtenki. Ale czas mnie gonił a na 'zebraniu' wszystkich (jak Pokemonów...) aż tak mi nie zależało... Zbliżał sie czas rozpoczęcia meczu Niemiec z Wlochami. Wszedłem do Strefy Kibica na Placu Defilad i tu czekała na mnie siódma syrenka.

W barwach Polski!
To było idealne zwieńczenie całej zabawy.

Generalnie szukanie syrenek w czasie zwiedzania Warszawy poszło mi całkiem nieźle. Żałuje, że nie widzialem tej hiszpańskiej, w końcu syrenie barwy zwycięzców turnieju to byłoby coś. Szkoda też, że nie spotkałem tej, której ktoś ukradł piłkę - zdaje się, że chodzi o angielską.

Już po fakcie znalazłem informacje o lokalizacji pozostałych syrenek. klik. Jak widać, wystarczyło lepiej porozglądać się po Fan Zone pod PKiN, żeby namierzyć 3 kolejne syrenki. A hiszpańska czekała tuż po wyjściu ze strefy kibica. Chyba za bardzo pochłonęły mnie wówczas wydarzenia sportowe, koncert Lady Pank i planowanie powrotu do Łodzi. Trochę szkoda - co najmniej 4 były na wyciągnięcie ręki.

Syrenki warszawskie w mojej opinii okazały sie całkiem fajnym pomysłem. Choć nie brak też głosów, że symbol Warszawy przez decyzję władz miasta zszedł na psy. Ja tak nie uważam. Cała akcja była ciekawym promującym miasto pomysłem

czwartek, 5 lipca 2012

Hiszpania #3 Fiesta po zdobyciu Mistrzostwa Europy


Trudno 'ładnie' podsumować ME 2012 na blogu nie mając stałego dostępu do internetu. Tym bardziej, że posta tego przychodzi mi pisać na bardzo 'wolnym' komputerze w miejskiej bibliotece. Ale niezwykłej drużynie Hiszpanii oddanie honoru się należy. Jedyne pocztówki z Hiszpanii jakie mam w kolekcji jeszcze nie zaprezentowane szerszej widowni pochodzą z Valencii. A kupiłem je po 50 groszy za sztukę w jednym z łódzkich antykwariatów - bardzo mi się spodobały i po prostu musiałem je mieć. Dzisiaj więc chyba najciekawsza z nich. Najbardziej też pasująca do hasła fiesta.

Skład osobowy reprezentacji Hiszpanii jest wyjątkowy. Zbudowany z niemal samych gwiazd, wśród których w pierwszej jedenastce występuje 4 piłkarzy Realu Madryt i 5 z Barcelony. To właśnie na schematach wypracowanych w tych klubach opiera się gra La Rojy. Bramkarz, dwójka obrońców i defensywny pomocnik Królewskich, którzy na co dzień mierzą się z linią pomocy Barcelony oraz Piqu, gdy ubierają reprezentacyjne barwy jednoczą siły i tworzą fenomenalną mieszankę.

Boczni obrońcy grają jako skrzydłowi, wspierając bez przerwy akcje ofensywne. Stoperzy rozchodzą się wtedy na boki, a środek obrony ubezpiecza defensywny pomocnik. Często nie ma na boisku żadnego klasycznego napastnika. Napastnikiem jest każdy, kto dostaje piłkę do przodu. Iniesta, Silva, Fabregas itd. Każda zmiana podkręca jeszcze tempo gry. Gdy nie idzie wprowadzani są Pedro, Jesus Nava - dodatkowi... skrzydłowi. W zasadzie napastnicy grający na skrzydle. Na tę drużynę nie ma mocnych,. Najbliżej była Portugalia, którą od wyeliminowania Hiszpanii dzieliła seria rzutów karnych....

Hiszpania z drużyny, która zawsze grała ładnie, ale odpadała z turniejów przedwcześnie przekształciła się w maszynę do zdobywania tytułów, która staje się najlepszą drużyną wśród legend futbolu. Życie przynosi zmiany i kiedyś era tych piłkarzy ulegnie końcowi, ale na razie - w Hiszpanii fiesta.






wtorek, 3 lipca 2012

Tajlandia #1 Jedzenie dla buddyjskich mnichów i Koh Phi Phi Don






 
W te wakacje w żadne egzotyczne miejsce się nie wybieram, lecz na Przypadkach Pocztówkowych nie zabraknie pięknych plaż, palm i tego typu klimatów. A wszystko w serii opatrzonej specjalnym banerem, jaki możecie zobaczyć poniżej.

Na początek Tajlandia i wyjątkowo aż 2 pocztówki. Pierwsza przedstawiająca buddyjskich mnichów przywędrowała prosto z Bangkoku, od Azji od kuchni. Druga trafiła do mnie ponad rok temu, w kopercie z kilkoma innymi, wysłana z Warszawy przez Magdalenę, która chciała wspomóc moją kolekcję w samych jej początkach. Niezapisany, niestemplowany multiview z tajską plażą mimo uroku, egzotyki i miłych intencji nadawczyni zawsze nieco dyskwalifikowałem. Lecz teraz w połączeniu z drugą kartką pasuje idealnie do otworzenia blogowego sezonu na egzotykę. A plażę w Tajlandii są naprawdę piękne i szkoda byłoby pisać o tym kraju o nich nie wspominając.

Wrócmy jednak do mnichów, bo to bardzo ciekawy i kształcący temat. Po raz kolejny najprostszym rozwiązaniem okazuje się odesłanie do bloga Azja od kuchni. Kto ma bowiem opisać ten zwyczaj w języku polskim lepiej niż Kura? Już sam fakt, że ktoś był w jakimś egzotycznym miejscu, opisał ciekawe zjawisko, ja miałem okazję przeczytać relację i poszperać sobie nieco na ten temat w internecie, a później dostać taką pocztówkę (a nawet dwie, ale o tym innym razem) jest rewelacyjny. Dostaje takie piękne pocztówki więc muszę przynajmniej zaprezentować je na blogu w sposób ciekawy. Ale to przecież czysta przyjemność.

Na pocztówce od Madzi widać Phi Phi,  najsłynniejszą plażę Tajlandii. Koh Phi Phi Don, to niewiele więcej niż dwie wapienne skały wystające prosto z morza, porośnięte bujną roślinnością, połączone wąskim przesmykiem z piaszczystymi plażami po obu stronach. To sprawia, że wyspa jest jedną z najpiękniejszych w całej Tajlandii. Dostrzegł to przemysł turystyczny, który zamienił jeszcze niedawno dziewicze miejsce w prawdziwy kombinat turystyczny. Hotele, bungalowy, restauracje, bary, dyskoteki, imprezy do rana, piękne plaże, turkusowa woda, oszałamiające widoki, tłumy turystów, zwłasza młodych, z całego świata, nie brak tu niczego, poza ciszą i świętym spokojem.

Na tej plaży kręcony był również film "Niebiańska plaża", z Di Caprio w roli głównej. Tytuł mówi sam za siebie.


poniedziałek, 2 lipca 2012

Polska #74 Jak tu żyć bez Euro?



"Jak tu żyć bez Euro? - taki komentarz pod moim ostatnim postem zostawił własnie przed chwilą Stan. Pora więc na małe podsumowanie. Chociaż takich rzeczy powinno dokonywać się z dystansem, a hiszpański pogrom Włochów dopiero co za nami.

Był to turniej wyjątkowy. Rozgrywany w połowie na polskiej ziemi, ostatni z 16 zespołami w stawce, pierwszy na którym Mistrz Europy obronił tytuł sprzed 4 lat, pierwszy na którym gola w finale strzelał ten sam piłkarz. Co ciekawe piłkarz ten został również królem strzelców. Chociaż mimo mojej całej do niego sympatii zasłużył  na niego zdecydowanie mniej niż każdy z pozostałej piątki piłkarzy: klik. Torres strzelił dwa gole w pogromie ... Irlandii 4-0 i strzelił bramkę i zaliczył asystę w samej końcówce meczu finałowego, kiedy łosi byli bezradni. Naprawdę nic wielkiego. Żadna z jego bramek nie zadecydowała o rozstrzygnięciu któregokolwiek ze spotkań.

No i sam wynik spotkania finałowego. 4 bramki strzelone reprezentacji Włoch... Robi wrażenie. Hiszpania przechodzi do legendy. Zapewne takich osiągnięć bardzo długo nie uda się nikomu powtórzyć. A przecież to wcale nie koniec ery La Roja i nie wiadomo, do czego Hiszpanie są jeszcze zdolni.

Tuż przed zakończeniem Euro w Warszawie Pracownia Badań Społecznych przeprowadziła ankietę wśród kibiców z zagranicy, którzy odwiedzili stolicę Polski. 90 proc. z nich pozytywnie oceniło atmosferę towarzyszącą turniejowi, 85 proc. nie spotkało się z żadnymi sytuacjami, które by ich zaniepokoiły albo zburzyły poczucie bezpieczeństwa. W innym sondażu przeprowadzonym w czterech miastach goszczących 92 proc. zagranicznych gości odpowiedziało, że poleci swoim znajomym Polskę jako kraj atrakcyjny turystycznie i wart odwiedzenia a 80 procent zadeklarowało, że ma zamiar jeszcze tu wrócić.}

Nie ze wszystkim Polska zdążyła na czas. Nie powstały kluczowe autostrady A! i A4, którymi kibice mieli przemieszczać się miedzy miastami gospodarzami. Nie był to jednak wielki problem. Kibice na stadiony i tak dotarli. A to był przecież główny cel.

W historii ME nie było nigdy turnieju, który przed startem rozgrywek miałby taką 'złą prasę'. Nie było też takie, którego organizację po zakończeniu tak wylewnie by chwalono.


niedziela, 1 lipca 2012

Ukraina #11 Finał Euro 2012




Nadszedł czas w którym nieuchronnie przyjdzie nam zamknąć Mistrzostwa Europy i powoli zacząć podsumowywać imprezę. Trzeba przyznać, że rezultaty na boiskach ciekawie się ułożyły. W ćwierćfinałach odpadli reprezentanci grup A i D (czyli tych z gospodarzami...), w półfinałach zespoły, które awans uzyskały z Grupy B, określanej grupą śmierci. A w finale, tak jak to miało miejsce w pierwszym meczu grupy C, który miałem okazję oglądać w poznańskiej FanZone zagrają reprezentacje Włoch i Hiszpanii. I po raz kolejny w finale tej imprezy zmierza się ze sobą zespoły, które zagrały ze sobą wcześniej pierwszy mecz.

Nie zdecydowałem jeszcze komu w meczu finałowym będę kibicował. Wszystko wskazuje na to, że Włochom, ale może wreszcie Hiszpania oczaruje mnie swoja grą. Z drugiej strony nie jestem przekonany do tego, że La Roja jest ekipą która zasługuje na to, żeby po raz pierwszy w historii obronić mistrzostwo Europy. Oszczędzają się, nie ma w nich nic z hiszpańskiej żywiołowości. Pod tym względem lepiej prezentują się znani skądinąd z defensywnego futbolu Włosi. A drużyna która broni mistrzostwo Europy po 4 latach powinna być legendarna.