piątek, 19 lipca 2013

Tajwan #8 Zrób to sam



Dzis przyjechałem do Kutna ze względu na Odyseję Historyczną: klik. Postanowiłem wiec przy okazji przerwać blogowa ciszę. Nietypowa pocztówka?

Już dawno nikt nie zmusił mnie do takiego wysiłku związanego z wyciągniętą ze skrzyni pocztowej kartką. Ale jak wiadomo na ekipę z Azji od kuchni można zawsze liczyć.

I tak do mojej kolekcji dołączyła miniaturka Chiang-Kai Shek Memorial Hall. Chyba nie do końca uchwyciłem podobieństwo sklejając kartkę ... Kropelką klik. Na usprawiedliwienie mogę powiedzieć że papier był chyba zbyt sztywny na wykonywanie tak precyzyjnych zagięć jakie przewidywała prowizoryczna instrukcja.

Chiang Kai-Shek to postać warta uwagi, o której wczesniej prawie nic nie słyszałem. Warto się zapoznać z wiedzą o tym przywódcy. "Niezły kozak".

O samy Tajwanie najciekawiej jak zawsze tu.


Zachowało się nawet sedno wiadomości z odwrotu


Swoją droga trochę się już tego "nietypowego' u mnie w domu nazbierało: wachlarz, klatka ze świerszczem, puzzle, sklejanka, czy stojące kartki przestrzenne jak Mikołaj z Wysp Brytyjskich czy specjalny "ołtarz" dla chłopców na japoński Dzień Dziecka. Która najbardziej efektowna?



czwartek, 11 lipca 2013

Wakacyjna przerwa

To pierwszy post, jaki piszę w tym miesiącu.
Poprzednie pięć (!) lipcowych pojawiło się dzięki jednej z funkcji blogspota, która pozwala na publikowanie wpisów z dowolną datą do przodu.

Jednak od kiedy WiFi w Bibliotece Miejskiej w Kutnie nie działa, a ja sam korzystam z internetu mobilnego na smartfonie (świetny pakiet 6 GB za 6 złotych na 60 dni od Orange) nie mam żadnego celu w odwiedzaniu biblioteki i publikowaniu na siłę kolejnych wpisów przygotowywanych wcześniej w domu, a zgrywanych z pen drive'a.

Kontakt ze światem dzięki smartfonowi mam całkiem wygodny, ale jednak do prowadzenia bloga ze skanami pocztówek zbyt ograniczony. Tak więc pora na przerwę. Może wyjdzie mi ona na dobre i spojrzę na pisanie bloga ze zupełnie innej strony. Zawsze warto zrobić przerwę co jakiś czas i zdystansować się do pewnych spraw. A skoro sytuacja mnie do tego zmusza...

Pod koniec września będę przystepował do  Lekarskiego Egzaminu Końcowego także zaoszczedzę na pewno nieco czasu na przygotowania do tego bardzo ważnego egzaminu, decydującego o wyborze dalszej specjalizacji.

Blog wróci do życia ... w październiku.
W międzyczasie znając życie na pewno coś się na nim pojawi, ale z regularnym wakacyjnym pisaniem o pocztówkach, a może bardziej przy wykorzystaniu pocztówek 'daję sobie spokój". Mam nadzieję, że mimo wszystko spotkam się ze zrozumieniem ze strony stałych bywalców Przypadków Pocztówkowych i po wakacjach akademickich jeszcze tutaj zajrzycie.

Do napisania.

środa, 10 lipca 2013

Łódź - Pałac Poznańskiego


Pałac Izraela Kalanowicza Poznańskiego jest dzisiaj Muzeum Historii Miasta oraz Salonem Wystaw Artystycznych. Projekt pałacu rozpoczął H.Majewski, a zakończył, rozwinął i uzupełnił Adolf Zeligson. Budowa ciągnęła się wiele lat, ale mimo to powstała perła architektury zwana Łódzkim Luwrem.

 Z rezydencją tą wiążą się różne anegdoty.
Na pytanie architekta, w jakim stylu zbudować pałac Poznański miał odpowiedzieć: "Jak to,w jakim stylu? Stać mnie na wszystkie. Zapłacę za wszystkie naraz" I tak powstała budowla eklektystyczna, łącząca w sobie wszystkie style po trosze.

 Dumny ze swojego bogactwa zapragnął Poznański wyłożyć posadzkę reprezentacyjnej sali złotymi rublami. A że był to czas zaboru rosyjskiego musiał uzyskać pozwolenie cara na to zamierzenie. Problemem było nie tylko wyłożenie posadzki, ale dylemat, czy ułożyć ją awersem, czy rewersem na wierzchu. Na awersie widniała podobizna cara. Po długim oczekiwaniu przyszła odpowiedź, że car zezwala, ale monety należy ułożyć "na sztorc". Na to już Poznańskiego nie było stać.
Sala reprezentacyjna zdobiona jest malowidłami wykonanymi przez artystę-plastyka  Markusa Silberteina, któremu Poznański ufundował, jak to Żyd, bardzo niskie stypendium w wysokości 25 rubli miesięcznie. (tygodniówka robotnika wynosiła około 20 rubli). Prawdopodobnie malowidła owe powstały w ramach spłaty długu artysty.

 Izrael Poznański nie dożył dnia zakończenia budowy, zmarł w roku 1900 w wieku 67 lat.
 Sam Pałac ma niezwykle malowniczą fasadę zarówno od frontu, jak i od strony ogrodu (ale o tym przy innej okazji).Główną część rezydencji mieszczącą funkcje reprezentacyjne, mieszkalne i handlowe zlokalizowano od strony frontu, wzdłuż ulicy Ogrodowej. Część pałacowa otrzymała niezwykle efektowne formy zaczerpnięte z eopki baroku i eklektyzmu czyniąc z Pałacu najbardziej reprezentacyjną siedzibę fabrykancką dawnej Łodzi




wtorek, 9 lipca 2013

Łódź - Rzymskokatolicki kościół parafialny pod wezwaniem Św. Józefa Oblubieńca



W istocie jest to jeden z najstarszych, zachowanych w Łodzi zabytków. Pierwotnie stał na Starym Mieście w latach 1765-1768 wzniesiony przez biskupa kujawskiego Antoniego Ostrowskiego w miejscu gdzie obecnie znajduje się kościół WNMP. Gwałtowny napływ ludności do rozwijającego się szybko miasta spowodował, że mały,drewniany kościółek przestał wystarczać na potrzeby okolicznej ludności. W roku 1888 rozpoczęto na jego miejscu budowę nowej, murowanej świątyni. Przywiązani do starego, pięknego kościółka parafianie postanowili go przenieść na inne miejsce. Wybrano teren po starym cmentarzu zamkniętym już od roku 1856.
Ponieważ technicznie przedsięwzięcie okazało się trudne do wykonania, wymieniono stary materiał drewniany na nowy, a kościół odtworzono. Istnieje legenda, że pracownicy fabryk Izraela Poznańskiego uczynili to w ciągu jednego dnia.
Na początku XX wieku zmieniono wnętrze, dzieląc je na nawy. Obiekt nakryty jest dachem drewnianym z charakterystyczną ażurową sygnaturką. We wschodniej części działki stoi stara, drewniana dzwonnica.

Kościół zbudowany jest z bali modrzewiowych. Wewnątrz otynkowany, na zewnątrz oszalowany deskami. Zatracił już wiele ze swej niepowtarzalności, mimo tego zdecydowanie się wyróżnia spośród krajobrazu miasta.

Kościół pw Św. Józefa Oblubieńca jest niemym świadkiem historii Łodzi. Pamięta rozbiory i powstania narodowe. Jest też prawdziwym symbolem rozwoju miasta przemysłowego.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Łódź - Stary Rynek


Kartka to reprint z serii Łódź w starej pocztówce i fotografii. Pochodzi z Zestawu II poświęconego Staremu Miastu i okolicom. Niestety pocztówki te w związku z zamknięciem sekcji pamiątek mieszczącej się w łódzkiej Informacji Turystycznej nie są już dostępne. A nie zrobiłem zapasów i nie mam jedynej łódzkiej pocztówki związanej z medycyną - furmana, który przejeżdżał wozem przed budynkiem Łódzkiej Kasy Chorych. Aczkolwiek nie żałuje, bowiem kartka trafiła do bardzo sympatycznego studenta medycyny w Grenadzie, pochodzącego z Rosji.

Najstarszy ośrodek miasta znajdował się w północnej części dzisiejszej Łodzi na prawym brzegu Łódki. Stare miasto miało położenie typowe dla wielu miasteczek, pozbawionych właściwie miejskiego jądra krystalizacyjnego w formie grodu, targu, czy miejsca odpustowego. Leżała jak większość wsi na stoku doliny, której kierunek wyznaczał w naturalny sposób dłuższa oś miasta. I tak wyciągała się stara Łódź na zachód wzdłuż Podrzecznej I Drewnowskiej, przebiegających po stoku doliny.
Podobnie i rynek leżał na stoku pochylając się wyraźnie ku południowi. Ponad rynkiem, na krawędzi doliny, wznosił się kościół, panując położeniem swym nad całym miastem. Powierzchnia Starego Miasta  do roku 1821 wynosiła 8,28 km kwadratowych.

Stare Miasto jest małe. Jego południowe granice, najwyraźniejsze przez to, że wytycza je oś doliny Łódki, przebiegają stosunkowo niedaleko kościoła. Przebieg pozostałych granic można śledzić na podstawie szeregu punktów. Wytyczają je krzyże i kapliczki, które spotykamy przy ulicy Brzezińskiej, Łagiewnickiej, Zgierskiej i Lutmomierskiej. Tak bowiem tłumaczy się istnienie tych prawdziwych sielskich zabytków, drzemiących anachronicznie w cieniu nowoczesnego, przemysłowego kolosa. Poniżej kościoła znajduje się Stary Rynek. Powierzchnia jego opada ku południowi, gdyż lezy on na stoku doliny. Nie matu już śladów dawnych urzędów Starego Miasta. Czworokątny rynek otoczony jest szeregiem domów starszych i młodszych. Starsze są niższe, o dwu lub trzech kondygnacjach z szerokimi bramami wjazdowymi w środku domu, a sklepienie ich daje w przekroju łuk mocno spłaszczony. Zachodnią część rynku zajmują hale targowe zbudowane przez architekta Marconiego.

środa, 3 lipca 2013

Łódź - Mural Zakłady Przemysłu Bawełniarskiego "Alba"





Łódź miastem murali? Można na to patrzeć różnie. Z jednej strony akcja "Ratujmy łódzkie murale" promująca wielkie grafiki reklamowe z czasu PRLu i kolejne projekty galerii Urban Forms szeroko promowane na całym świecie. Z drugiej strony łódzka rzeczywistość.

Chciałbym wam przedstawić dwa murale położone obok siebie, które najlepiej zobrazują to o czym chcę napisać. Po dwóch przeciwnych stronach ulicy Żwirki, widoczne doskonale z ulicy Kościuszki. Reprezentują dwie różne epoki, ale wiele je łączy.






Ta wielka, kolorowa reklama została namalowana w roku 1986, a na początku lat 90. zamalowana na wniosek Zakładów. W ciągu minionych lat została jeszcze raz zamalowana, ale - jak doskonale widać, farba spłynęła i mural jest znowu widoczny. Jest to mural trzeciej generacji. Czyli taki, w którym najważniejsze były kolorowe barwy i ciekawy wzór, a nie bezpośrednie nawiązywanie do reklamowanej instytucji.

Dziś mural widziany z drugiej strony ulicy wygląda nadal ładnie. Dla przechodniów którzy jednak odważą się spojrzeć na niego stojąc tuż pod... No cóż. Widok nieprzyjemny. Straszy niesamowicie.





Przyjrzyjmy się teraz dłużej drugiemu muralowi przedstawionemu na zdjęciach poniżej. Chociaż w sumie... Jakby coś w tym przeszkadzało. A właśnie, ta nieznośna płachta reklamowa, promująca jakąś pożal się Boże szkołę wyższą. Żeby obejrzeć ten niezwykły mural w pełnej krasie trzeba... poszukać jego zdjęcia w internecie: klik. Prawda, że świetny? A co powiedzielibyście na pocztówkę z Łodzi przedstawiającą właśnie ten mural? Ja na początek zaopatrzyłbym się w kilkadziesiąt sztuk!

Skoro już taki nowoczesny, kolorowy i genialny w swej prostocie mural powstał w Łodzi może warto by umożliwić mieszkańcom jego oglądanie?
Nie? Ja chyba czegoś nie rozumiem.






poniedziałek, 1 lipca 2013

Singapur #32 Stoker




Kino to moja wielka pasja. Uwielbiam oglądać filmy, oceniać je na Filmwebie, przeglądać pod kątem gatunków, aktorów, reżyserów, roczników. Polska i światowa kinematografia to temat rzeka. Na tyle szeroka, że przed dzisiejszym wpisem o kinie nawet na blogu jakby nie patrzeć pocztówkowym wspominałem sześc razy: klik.

Teraz jednak insza inszość. Zaczyna się sezon ogórkowy. Również dla mnie jako autora bloga, ze zrozumiałych przyczyn - odcięcie od internetu 24 h/dobę, jakim dysponowałem w akademiku. Z doświadczenia wiem, że wychodzi to na zdrowie. Ale prowadzenia bloga całkowicie porzucić nie można. Z tego względu jedną z wakacyjnych propozycji będzie króciutki cykl filmowy. A wszystko za sprawą pocztówek od Kury, z Azji od kuchni. Po raz kolejny wielkie dzięki. Kura pewnie sama nie wie, jak dobrze tym razem trafiła. Co do singapurskim pocztówek: mam ich sztuk cztery, a dotyczą bardzo ciekawych filmowych propozycji.

Dziś na talerzu ląduje "Stoker". Film Chan-wook Parka. Koreański reżyser, znany ze słynnej trylogii zemsty tym razem zszedł na wymiar bardziej hollywoodzki. Przedstawia nam historię Indii, dziewczyny wchodzącej w pełnoletność, która traci ojca. Na jego miejsce pojawia się tajemniczy wujek przejawiający dziwne skłonności, które ujawnia również India. Chociażby nie lubi bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi, opiera się przed przytulaniem. Jak to zwykle u Parka już na samym początku filmu dowiadujemy sie wielu ważnych rzeczy o bohaterach, ale mroczniejsze i jeszcze bardziej mroczne cechy ich natury ujawniają się później. Nie łatwo pisać o tym filmie nie zdradzając jego fabuły. Nie będę więc spojlerował, aczkolwiek warto zwrócić uwagę, że jest to film, któremu nawet zdradzenie fabuły bardzo by nie zaszkodziło.

"Stoker" z całą pewnością jest znakomitym początkiem przygody z twórczością Chan-wook Parka dla osób, które nie miały okazji albo jeszcze nie przekonały się do jego koreańskich filmów. Tematyka zemsty, doskonałe ujęcia, uczta wizualna - na pewno zachęcą. Jeśli natomiast fabularnie film według odbiorcy się nie obroni, a fascynacja reżysera różnymi mrocznymi stronami ludzkiej natury widza nie zainteresuje to po inne dzieła Parka nie ma co sięgać. Tak mi się przynajmniej wydaje.

"Stoker" to też doborowa obsada. Pozycja obowiązkowa dla fanów Mii Wasikowskiej, Nicole Kidman czy Jackie Weaver, a także nieco mniej znanego Mathew Goode'a.  I rzecz jasna dla miłośników Chan-wook Parka. Zaskakujący jest fakt, jak reżyser ten potrafił doskonale odnaleźć się również w Hollywood.